Zobaczyć siebie w oczach innych, kilka słów o społeczności.
II wojna światowa…
Do szpitali masowo kierowani są żołnierze, który zostali z różnych powodów wycofywani z frontu. To osoby, które doznały poważnych obrażeń uniemożliwiających im dalszą walkę. Tych fizycznych, jak i psychicznych. Napływ żołnierzy trwa również po zakończeniu wojny. Wracają zwycięzcy i zwyciężeni. Ci z frontu, z obozów jenieckich, z przymusowej zsyłki, z obozów koncentracyjnych… Każdy z nich okaleczony w inny sposób. Wracają ci, którzy doznali krzywdy oraz ci, którzy byli jej sprawcami. Wojna rani wszystkich.
I tu wchodzi Wilfried Bion, a później Siegfried Foulkes oraz Tom Main. Fascynaci terapii grupowej. Problem napływających żołnierzy z frontu był ich głównym wyzwaniem. Pracując w szpitalu wojskowym opracowali zupełnie nowy kształt wsparcia terapeutycznego. Głównym trzonem ich działań było stworzenie realnej społeczności ludzi (pielęgniarek, lekarzy, psychoterapeutów, pacjentów), którzy wspólnie dążą do poprawy kondycji psychicznej przebywających w szpitalu żołnierzy. Ostatecznie głównym inicjatorem i propagatorem społeczności terapeutycznych był Maxwell Jones. To on ostatecznie ubrał wszystko w szaty teorii i praktyki.
Po co budować taką społeczność? Weźcie kijki. Każdy osobny patyk możecie złamać. Jest cienki i wystarczy trochę siły, żeby pękł. Ale weźcie kilka patyków na raz. Złapcie razem i spróbujcie znowu je przełamać. Nie da się. W kupie siła, jak to mówią. Społeczność buduje się po to, by cała grupa mogła coś osiągnąć, ale i by każdy kto do niej należy właśnie w tej grupie wzrastał i rozwijał się. Jones pisał, że nie ma dwóch takich samych społeczności. To ważne. Inaczej buduje się społeczność uzależnionych, a inaczej dzieci w szkolnej świetlicy.
To już prawie koniec wstępu. Jeszcze tylko jedno.
Pierwszy raz ze społecznością terapeutyczną spotkałem się w Domu Nadziei, gdzie poznałem grupę dzieci i młodzieży uzależnionej od wszelkiej maści substancji: alkoholu, narkotyków, leków… Mało tego. Często prócz uzależnienia dzieciaki zmagały się z różnego rodzaju zaburzeniami czy chorobami psychicznymi. Brzmi kiepsko, prawda? I z początku tak to odbierałem. Potem jednak zrozumiałem, czym jest sama społeczność. Mogłem doświadczyć tego, czym jest ta specyficzna wspólnota ludzi. Dom Nadziei pokazał mi, jak wielki potencjał oferuje nam praca nad stworzeniem silnych i trwałych relacji w określonej grupie ludzi. To system naczyń połączonych, który wzajemnie może na siebie pozytywnie oddziaływać. Wiele się wtedy nauczyłem. A wiedzę, którą wówczas zdobyłem częściowo przeniosłem do… no właśnie.
Świetlica szkolna to nie przechowalnia.
Ba! Uważam, że jej rola powinna zostać zupełnie na nowo określona. Zwykle traktujemy ją jako miejsce, gdzie dziecko czeka na zajęcia lub na rodzica. A gdyby spróbować inaczej?
To jedyne takie miejsce w szkole, gdzie możemy zaobserwować dzieci w zupełnie innych warunkach. Lekcja ma swoje sztywne i określone ramy, narzuca sposób myślenia i pracy. Zajmuje nasz czas. Mało tego. Lekcja to tylko 45 minut. Dzieci na świetlicy potrafią przebywać nawet kilka godzin. Jej ramy nie są tak sztywne, jak na lekcji. Praca nie podlega ścisłej ocenie, która ma wpływ na klasyfikacje. Nie ma sprawdzianów, kartkówek.
Świetlica szkolna to miejsce, w którym trzeba się mierzyć zarówno z dydaktyką (wspólne odrabianie zadań domowych, wspieranie dzieci, które tego potrzebują), kwestiami wychowawczymi (sprawy rodzinne, codzienne troski, konflikty), organizacją czasu wolnego itd. Z mojej perspektywy to wspaniałe miejsce, które ma niezwykły potencjał do wzrostu młodego człowieka. Samą kwestię świetlicy będę sukcesywnie rozwijał na blogu. Jednak dzisiaj trzeba wskazać na jedno…
Społeczność świetlicy szkolnej.
W swojej świetlicy postanowiłem wprowadzać elementy społeczności terapeutycznej. Czy jest taka potrzeba? I tak, i nie. Z jednej strony przy 200 dzieci nie da się wprowadzić wszystkiego. Nie każde dziecko też potrzebuje oddziaływania terapeutycznego. Jednak zrozumiałem coś niezwykle istotnego. Świetlica to grupa dzieci, które często przeżywają podobne troski, radości i codzienne sprawy. Część dzieci potrzebuje bezpiecznej przystani, gdzie mogą w atmosferze wzajemnego szacunku porozmawiać o tym, co ich trapi. Czy to zawsze są traumatyczne sytuacje? Nie. Ostatnio jedna dziewczynka podzieliła się tym, że zdechł jej chomik. Społeczność podczas wspólnej rozmowy w kręgu udzieliła jej wielkiego wsparcia. To dzieci w różnym wieku. Ta dziewczynka poprosiła mamę, żeby dłużej zostać na świetlicy tylko po to, aby się tym z nami podzielić. Odczuwała wielką stratę i smutek. Mogliśmy jej pomóc. Dać oparcie i bezpieczny port.
Nie chodzi o to, że organizujemy przymusową terapię dla dzieci. Tak nie jest. Tak tworzymy szkolną świetlicę, że oprócz dobrej zabawy, kreatywnej nauki jest miejsce na szczerą rozmowę o naszych uczuciach. To jednak nie takie proste.
Są pewne zasady.
O tym się dużo ostatnio mówi. Musimy uczyć się zasad. Bo zasady są ważne. Są potrzebne. Są niezbędne. Bla, bla, bla. I tak w kółko. Zasady jednak nie biorą się znikąd. Chcemy, aby dziecko przestrzegało zasad, by uznało je za swoje. Piękną wizją w głowie każdego wychowawcy jest moment, w którym dziecko przyswaja zasady nie pod wpływem presji czy siły perswazji, ale dlatego że doszło do momentu, gdzie ma wewnętrzną motywację do zachowania określonych postaw.
Jak to zrobić? I tutaj wracamy do Domu Nadziei. To tam pierwszy raz spotkałem się z filozofią społeczności. To pewien sposób myślenia członków grupy o danym miejscu. Coś, co określa daną grupę. Filozofia to coś głębszego niż same zasady. Zasugerowałem się tą, która często widnieje w ośrodkach socjoterapii czy ośrodkach leczenia uzależnień. Dostosowałem ją do naszych warunków i jest. Piękna i duża wisi w centralnym miejscu sali. Każdego dnia przynajmniej 2 razy wspólnie ją odczytujemy. Od tego zacząłem. Po prostu łapiemy się za dłonie w kręgu. Ja czytam, a dzieci powtarzają. Na końcu jedno dziecko zawsze może powiedzieć, które zdanie dla niego jest dzisiaj istotne.
I co, są efekty?
Są. Po pierwszym tygodniu widzę zmianę. Dopiero kiełkującą, ale zmianę. Pracuję w szkole integracyjnej i słowa filozofii wspierają każdego, kto jest na świetlicy. To autentyczna integracja grupy. Gęba mi się uśmiechnęła, gdy na pytanie „Po co jest nam smutek?” jedna z dziewczynek odpowiada „by zobaczyć siebie w oczach innych”. Chcę Was dzisiaj zachęcić do tego samego pierwszego kroku, jaki ja podjąłem.
Bez znaczenia czy chodzi o godzinę wychowawczą czy świetlicę szkolną. Zacznijmy od budowania społeczności. Poniżej zostawiam Wam mały prezent. To przygotowana do wydrukowania filozofia. Możecie od tego rozpocząć. Raz dziennie lub dwa. Przeczytajcie to wspólnie z dziećmi. Przegadajcie i wyjaśnijcie, dlaczego to dla nas ważne.
Ostatniego dnia przed feriami miał miejsce taki dialog:
– Wiecie dlaczego chcę, abyśmy się trzymali za ręce? Bo wtedy łamiemy nasze bariery. Bariery przed kolega czy koleżanką. Wtedy staramy się coś zmienić. Poznać kogoś i siebie.
– Wtedy jesteśmy trochę jak taka świetlicowa rodzina. – mówi Patryk.
I o to chodzi.

E-book specjalnie dla Ciebie!
Każda osoba, która zapisuje się na newsletter otrzyma od nas e-book "Puste podwórko - o wirtualnym świecie, w którym żyją nasze dzieci". To wiedza, z której mogą skorzystać nauczyciele i rodzice. Omawiamy tematy związane z grami komputerowymi, internetem, cyberprzemocą, ale wskazujemy również na ogromne szanse i możliwości, jakie niesie ze sobą wirtualny świat.
Co znajdziesz w e-booku?
- 50 stron wiedzy dotyczącej wirtualnego świata
- najważniejsze informacje dotyczące gier komputerowych oraz mediów społecznościowych
- wiedzę i dane statystyczne z zakresu cyberprzemocy
- odpowiedź na pytanie o prawdziwe powody ucieczki do sieci
- inspirację, jak wykorzystać nowe technologie w szkole
Polub nas na Facebooku!
Na fanpage'u dzielimy się najnowszymi wpisami i naszymi obserwacjami dzieci oraz rodzin, które spotykamy. To właśnie tam zobaczycie trochę naszej pracy w Republice Dziecięcej.
O BLOGU
Jesteśmy Doradcami Dzieci w Dziecięcej Republice. To właśnie w tym miejscu odkrywamy świat dzieci. A na blogu przeczytasz o naszych odkryciach.
NAJNOWSZY WPIS:
27 książek dla niemowlaka, które warto mieć
Czym skorupka za młodu nasiąknie… Mamy z Karolem taką straszną fiksację na punkcie książek, że kiedy byłam jeszcze w ciąży, to zupełnie naturalne było dla nas to, że poza pieluchami, ubrankami, wózkiem, łóżeczkiem i innymi wyprawkowymi cudami, musimy kupić Marysi...
czytaj dalej
0 komentarzy